Wczoraj byliśmy na „Fantazym” – premiera złączona z jubileuszem [35-lecia] Teatru Polskiego i [45-lecia pracy Arnolda] Szyfmana. Uroczyste przedstawienie z Prezydentem i rządem. Pierwszy raz byłam na takim w obecnej Polsce. Przyjechaliśmy wcześnie i widzieliśmy, jak cały skład teatru z Szyfmanem na czele biegnie kłusem (dosłownie) na powitanie Bieruta. Jednocześnie zaczął napływać nowy grand monde. Panie o pospolitych brzydkich twarzach i wymyślnych koafiurach, ubrane w długie wieczorowe suknie, prawie wyłącznie czarne, i przeważnie źle uszyte. [...] Z powodu konieczności zaproszenia mnóstwa wysokich sfer i gości z prowincji wszystkie premierowe pierwsze miejsca cofnięto do tyłu, za co w zaproszeniach osobnym druczkiem przeproszono – rzecz niebywałej elegancji jak na te czasy.
[...]
Siedzieliśmy tuż przed lożami, tak że nie widziałam wejścia wysokich władz, oznajmił mi o tym tylko hymn narodowy orkiestry i powstanie całego teatru. Przedstawienie było bardzo starannie wyreżyserowane, w pełnym, zdaje się, tekście. Dekoracje Roszkowskiej doskonałe, były oklaskiwane przy każdym podniesieniu kurtyny. [...] Przedstawienie skończyło się dopiero około jedenastej. Miałam chęć zostać jeszcze na części jubileuszowej, ale Stach naglił do domu, więc wyszliśmy zaraz po 5 akcie. Przed teatrem olśnił mnie i zdumiał widok parku samochodowego, czekającego na wszystkie bawiące w teatrze znakomitości, które licząc z bankietem – nie wcześniej chyba jak o jakiej drugiej zwolniły biednych szoferów. Było chyba ze sto samochodów, zajmujących z obu stron teatru całą przestrzeń aż do Nowego Światu. Same najpięknicjsze limuzyny, od których bił blask nawet w nocy. Tak co do liczby, jak co do piękności aut nigdy czegoś podobnego za przedwojennej Polski nie widziałam. Trudno o wspanialszą demonstrację naszych nierówności społecznych.
Warszawa, 13 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.